~ ~ * ~ ~
Znasz to uczucie, gdy wszystko w twoim życiu obraca się nagle do góry nogami? Nagle sprawdziany z transmutacji zaczynają przypominać granie w klasy na podwórku. Chłopak za którym szalejesz zaczyna zwracać na ciebie uwagę. Nie interesuje cię nic poza twoim spokojnym, usłanym różami życiem. Ataki śmierciożerców, o których trąbią w gazetach, przestają mieć dla ciebie jakiekolwiek większe znaczenie. Zatracasz się w błogości i wpadasz do studni bez dna. Studni bez dna, z której nie ma jak się wydostać. Szybujesz w dół ku niespodziewanemu końcu. Cieszysz się chwilą, oddychasz ciężko i myślisz, że wszystko da się jeszcze jakoś poukładać. I wtedy uderzasz o ziemię. Prawda jest tak bolesna, że przeszywa cię na wskroś jak miliard ostro zakończonych igieł. Słowo "kocham" przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Dookoła ciebie umierają ludzie. Zauważasz to przez zasłonę mgły, którą stworzyłaś, by uchronić się przed najgorszym. Postacie w czarnych kapturach wdzierają się do zamku, a ty tracisz kontrolę nad swoim ciałem. Niekontrolowanie rzucasz zaklęcia na wszystkie strony, nie do końca pojmując o co w tym wszystkim chodzi. I wtedy umierasz. Nie odczuwasz tego tak boleśnie. Czujesz łaskotanie w żołądku, po czym bezwiednie opadasz na ziemię. I nagle opuszczasz swój organizm. Dosłownie. Patrzysz na swoje ciało, które oddzielone od duszy spoczywa na brudnej ziemi. Unosisz się w górę ponad głowami walczących jeszcze przyjaciół. Chcesz im pomóc. Wyrywasz się, krzyczysz, bijesz, kopiesz, gryziesz i drapiesz, ale jakaś niewidzialna, magiczna siła ciągnie cię do góry. Nie masz szans się wydostać. Znowu jesteś w studni bez dna.
~ ~ * ~ ~
Niewysoka dwunastolatka pędziła korytarzami Hogwartu popychając wszystkich, którzy stanęli jej na drodze. Długie do połowy pleców, gęste, rude włosy podskakiwały razem z nią, gdy wbiegała na górę po trzy stopnie na raz. Brązowe oczy zaszklone od łez zdawały się wołać o pomoc. Drżąc ze zmęczenia i duszonych w sobie emocji zatrzymała się na chwilę, by zrobić sobie przerwę w szaleńczym biegu. Jej oddech powoli się uspokajał. Tętno wracało do normy, a rumieńce powstałe od długotrwałej wspinaczki, powoli zanikały. Lily Potter uniosła tęskne spojrzenie na okno, przez które było widać szczyt jednej z niższych wież w zamku. Postanowiła kontynuować morderczy maraton i już po chwili gnała jak szalona w kierunku Sowiarni. Dziewczynka nie pierwszy raz uciekała tam, by odpocząć od codziennej męczarni uczenia się, pytających spojrzeń i dzieciaków wytykających ją palcem i szepczących "To córka Harry'ego Pottera". Jednak natrętni uczniowie nie byli jedynym powodem, dla którego lubiła spędzać tam większość swojego czasu.
Dziewczynka popchnęła ogromne, drewniane drzwi i ukradkiem wsunęła się do pomieszczenia. Oparła się o ścianę z trudem łapiąc oddech.
- Ej, mała, bo astmy dostaniesz - usłyszała doskonale jej znajomy, roześmiany głos i poczuła jak kąciki ust unoszą się jej w górę.
Uniosła wzrok natrafiając na blady, ledwo dostrzegalny zarys postaci szybującej gdzieś pod sufitem. Im dłużej przyglądała się kształtnej figurze szesnastolatki, tym wyraźniej ją dostrzegała. Siwe kosmyki włosów przemieniły się w rudoblond fale, a oczodoły bez wyrazu rozświetliły się szarym, zgaszonym blaskiem. Na podłużnej twarzy pojawiły się drobne piegi, a biała szata do kostek przemieniła się w tradycyjny, szkolny mundurek Hufflepuffu. Po paru chwilach duch wyglądał jakby był normalną, żywą osobą... Z tą jedną różnicą, że potrafił przenikać przez ściany. Uroczo prezentująca się dziewczyna podfrunęła w kierunku okna i przysiadła na parapecie zakładając nogę na nogę.
- Ponownie zabrali ci którąś z twoich lalek? - spytała, czule przyglądając się Lily.
- Przestań, już dawno z nich wyrosłam - prychnęła dziewczynka i uśmiechnęła się pewnie.
Nastolatka uniosła prawą brew spoglądając na nią badawczo.
- No dobra, może jeszcze nie... - burknęła dziewczynka siadając na ziemi i wpatrując się w potężny słup usytuowany na środku pomieszczenia - To wszystko przez Louisa - wyrzuciła w końcu - Na eliksirach powiedział profesorowi Belby'emu, że zgapiłam od niego eliksir tojadowy, a sama doskonale wiesz jaki on jest wrażliwy na punkcie tego wywaru.
- Tak, skoro to jego wujek go wymyślił...
- A kiedy ja powiedziałam, że nic nie zrobiłam on najzwyczajniej w świecie oblał mnie tą miksturą - krzyknęła oburzona - Nie rozumiem skąd na świecie biorą się tacy idioci jak on! Elisabeth... Co mogę zrobić żeby w końcu się ode mnie odczepił? Jak ty radziłaś sobie z takimi wyjątkami?
- No wiesz... - zaczęła, ale Lily jej przerwała.
- Mam na myśli ZA ŻYCIA - uśmiechnęła się - Wybacz, ale ja chyba nie umiem wyskakiwać zza ścian w zakrwawionej masce z nożem wbitym w dłoń.
Lisa odwzajemniła gest pokazując rząd równych zębów.
- Nie moja wina, że tamten gościu rozpruł portki twojemu bratu przed całą szkołą - zachichotała - Choć... Przyznam szczerze, był to bardzo ciekawy widok.
- Haha, ciekawy! James nie wychodził z dormitorium przez 4 dni pod pretekstem zatrucia pokarmowego.
Z lekka posępna twarz Elizy rozjaśniła się pod wpływem raptownej zmiany nastroju.
Zanim młoda pani Potter wparowała do Sowiarni, ona pogrążała się w swoich najczarniejszych myślach, co raczej nie jest zbyt optymistyczną wizją. Przypominanie sobie własnej śmierci, przeżywanie na nowo bólu dawnego życia i ponowne zdrapywanie starych strupów, które nie mają już żadnych szans na zagojenie.
Ona sama nie wiedziała dlaczego wolała zostać w prawdziwym świecie. Nie chciała iść do raju, nie miała ochoty przez resztę swoich dni pławić się w luksusach. Chciała tylko dożyć spokojnej starości z gromadką wnucząt u boku. Zamiast tego otrzymała jednak zaklęcie uśmiercające w plecy i machinę, która zatrzymała dla niej czas. Wszystko co działo się na około było jakby nierealne. Przemierzała w spokoju korytarze zamku, kłóciła się z grubym mnichem o posadę ducha domu Hufflepuffu i wraz z Irytkiem zastawiała coraz to wymyślniejsze pułapki na korytarzach, ale nic nie mogło zaspokoić palącego ją pragnienia. Głód tego, czego nie udało jej się zdobyć za życia, chęć skosztowania choć odrobiny tej rozkoszy. Życzenie godne oblizania warg. Ale ona była uczennicą Hogwartu już całe pokolenie temu. Jej czas przeminął. Została tylko nieskończona wieczność, w której będzie codziennie odrywać plastry i spoglądać na blizny, które zostaną na jej ciele już na zawsze. Niematerialnym z resztą ciele. Będzie tylko lustrzanym odbiciem osoby, którą kiedyś chciała być. Będzie rysą na szklanej kuli. Rysą nie do zdarcia, ale jednak zapomnianą. Wkrótce nie będzie już nikogo. Przeminie też czas jej bliskich. Nasze dni są policzone. I nie da się zawrócić ze ścieżki, którą już raz się wybrało.
Chyba, że to od zawsze było w planach.
Z lekka posępna twarz Elizy rozjaśniła się pod wpływem raptownej zmiany nastroju.
Zanim młoda pani Potter wparowała do Sowiarni, ona pogrążała się w swoich najczarniejszych myślach, co raczej nie jest zbyt optymistyczną wizją. Przypominanie sobie własnej śmierci, przeżywanie na nowo bólu dawnego życia i ponowne zdrapywanie starych strupów, które nie mają już żadnych szans na zagojenie.
Ona sama nie wiedziała dlaczego wolała zostać w prawdziwym świecie. Nie chciała iść do raju, nie miała ochoty przez resztę swoich dni pławić się w luksusach. Chciała tylko dożyć spokojnej starości z gromadką wnucząt u boku. Zamiast tego otrzymała jednak zaklęcie uśmiercające w plecy i machinę, która zatrzymała dla niej czas. Wszystko co działo się na około było jakby nierealne. Przemierzała w spokoju korytarze zamku, kłóciła się z grubym mnichem o posadę ducha domu Hufflepuffu i wraz z Irytkiem zastawiała coraz to wymyślniejsze pułapki na korytarzach, ale nic nie mogło zaspokoić palącego ją pragnienia. Głód tego, czego nie udało jej się zdobyć za życia, chęć skosztowania choć odrobiny tej rozkoszy. Życzenie godne oblizania warg. Ale ona była uczennicą Hogwartu już całe pokolenie temu. Jej czas przeminął. Została tylko nieskończona wieczność, w której będzie codziennie odrywać plastry i spoglądać na blizny, które zostaną na jej ciele już na zawsze. Niematerialnym z resztą ciele. Będzie tylko lustrzanym odbiciem osoby, którą kiedyś chciała być. Będzie rysą na szklanej kuli. Rysą nie do zdarcia, ale jednak zapomnianą. Wkrótce nie będzie już nikogo. Przeminie też czas jej bliskich. Nasze dni są policzone. I nie da się zawrócić ze ścieżki, którą już raz się wybrało.
Chyba, że to od zawsze było w planach.
~ ~ * ~ ~
Nigdzie nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku, z naszymi tajemnicami i wewnętrzny głosem, którym żegnamy lub przeklinamy mijający dzień. ~ Jonathan Carroll
Dla niej wszystkie dni były jednakowe. A wszystkie dni są takie same wtedy, kiedy ludzie przestają dostrzegać to wszystko, czym obdarowuje ich los, podczas gdy słońce wędruje po niebie. ~ Paulo Coelho
Każdy dzień jest podróżą przez historię. ~ Jim Morrison
~ ~ * ~ ~
Witam was na moim kolejnym już blogu (tak, ta nie ma co robić tylko jakieś głupie historyjki pisze, echhh).
Mam nadzieję, że prolog choć odrobinę wam się spodobał, pomimo, że był krótki :P
Wpis ten dedykuję Cupcake, bo właśnie ten geniusz mnie natchnął i właśnie ten geniusz, pomagał mi przez cały czas :* Jesteś wspaniała!
Skoro już tutaj wpadłeś i to czytasz - zostaw chociaż komentarz. Nawet jeśli nie masz konta, możesz to zrobić :3 Zapraszam.
Pozdrawiam i do kolejnej notki!
~ Wasza Kath .